powódź
Maj:
Panowie postawili fundamenty i zaczęło
padać. Pada już tak sobie od miesiąca, aż skończyło się na
powodzi stulecia - poprzednia z 1997 awansowała na powódź
tysiąclecia:). Więc fundamenty zalało ponad ławy. Dwa dni bawiłem
się z odprowadzeniem wody, która i tak dalej spadała z góry:(
Jakimś cudem w pewien troszkę mniej ulewny dzień udało się
zarapować fundamenty, tydzień później w następny bardziej ulewny
dzień pomalować i położyć folie, a nawet położyć rurę
drenarską i zasypać żwirem. Trochę piasku udało się w
międzyczasie wsypać do garażu, który w popołudniowych przerwach
deszczowych rozprowadziłem i odpowietrzyłem:) W jedno popołudnie
udało mi się dwie ściany zasypać żwirem i ziemię, które dla
„rozrywki” przedzieliłem geowłókniną. Następnego dnia
przyjechało z 70 ton piasku i koparka, która zryła cały,
kompletnie cały teren, łącznie z sąsiednią zieloną działką,
która jest przeznaczona na sprzedaż. Jak sąsiadka to zobaczy
zanim jakoś doprowadzę do porządku jej teren to mogę się
spodziewać „tysiąca” telefonów z pretensjami, ehh znowu
problemy, jak nie deszcz, to rozjechana działka, to rozwalająca się
droga i mijający termin kiedy miała zacząć się budowa domu.
Teren jest tak rozjechany, że nie ma możliwości żeby normalnej
wielkości koparka mogła wjechać na teren działki i wsypać
następne 70 ton piasku do fundamentów, szukam jakiejś małej
najlepiej na gąsienicach i niech się „bawi” i tak pewnie
wyjdzie taniej niż z 10 ludzi, którzy będą to robić pewnie ze
dwa, trzy dni – takie mam szczęście na tej budowie. Więc będę
chodził popołudniami i w przerwach pomiędzy ulewami i przewoził
taczką, którą muszę kupić, piasek - kiedyś dojdę do tych 70
ton.
Komentarze