najgorsze za nami?
Czerwiec zaczął się miło, mimo początkowo niesprzyjającej aury, UDAŁO SIĘ!: w jeden pierwszy tej wiosny piękny słoneczny dzień zrzuciłem 15 ton - spaliłem sobie głowę barki i plecy, dwa dni później w deszczu zrzuciłem 30 ton, później z żoną tak ze 20 ton przez całą sobotę, no i na koniec jakieś 13 ton znowu z żoną. Ogromny udział w walce z piaskiem miał szwagier Marek – wielkie dzięki:-) Zmęczeni, spracowani z bolącymi kończynami i kręgosłupami daliśmy radę aurze, piaskowi i wszystkim niechętnym:) Ale, żeby nie było super: W miedzy czasie oczywiście zalało fundamenty i znowu musiałem kupić wężyk i wypompować przez noc wodę. W ostatni dzień przewożenia piasku pracowaliśmy razem z ekipą wykonawczą (troszkę nam pomogli z tym piaskiem). Na koniec pracy miał być zamówiony beton na 15.00, wykonawca dzwoni, a oni, że przyjadą o 17.00 jako, że była dopiero 14.00 stwierdzili, że lepiej będzie jak beton przyjedzie po długim weekendzie z samego rana. Więc się wszyscy zebraliśmy i pojechaliśmy do domu, ani mnie, ani Ali już się nie chciało nic robić, marzymy o 2 dniach spokoju, ciszy i nie martwienia się o deszcz - którego ma już nie być przez parę dni:-). Oczywiście można rzecz, że znowu pod górkę, że znowu coś nie wyszło, ale beton wzięliśmy z humorem i pełnym zrozumieniem, bo nam też się nie uśmiechało siedzieć i czekać na betoniarkę, ale żeby nie było tak super – to dzisiaj wykonawcy kompletnie rozwalił się potężny młot udarowy Hilti, trzeba niestety przyznać, że wiekowy, bo miał już ponad 10 lat. Nareszcie można by powiedzieć, że powoli i mozolnie wychodzimy z ziemi. Teraz czekają mnie całe popołudnia ze żwirem, ziemią, gliną i geowłókniną, później ….. pomyślę później, jak odpocznę:)